W trakcie rozmów o aspektach współczesnej edukacji, które zazwyczaj nie wzbudzają dużej aprobaty uczestników dyskusji, często wspomina się o uczeniu do testów albo wręcz pod testy. Test stał się synonimem wszelkiego zła w szkolnej rzeczywistości. Zarzuca się mu brak przestrzeni do kreatywnych rozwiązań, schematyzm klucza, ale także ogólną atmosferę grozy i stresu. No tak, dzieciaki rozwiązują mnóstwo testów na każdym etapie edukacji, a ostatecznie taki test jest granicą każdego etapu i otwiera bądź tylko lekko uchyla drzwi do sukcesu na kolejnym poziomie kształcenia.
Nieodzownym elementem wszystkich ważnych szkolnych testów jest matematyka. Pojawia się już na nieobligatoryjnym Teście Trzecioklasisty. Rodzice nie pałają do tego wydarzenia wielką sympatią z dwóch powodów: bo to stres i bo to test. Pierwszy argument jest uzasadniony. Przynajmniej częściowo. Kilkulatek mniej by się stresował, gdyby nie dorośli, którzy powtarzają mu, że to sytuacja niemal na miarę matury. A tymczasem ten konkretny test nie zmieni nic w szkolnej karierze kilkulatka. Test nie jest nawet obligatoryjny, to szkoła decyduje się na udział w badaniu. Jego autorem nie jest też CKE. Szkoła może zdecydować się na przeprowadzanie badania z ramienia IBE (Instytut Badań Edukacyjnych) lub ze strony wydawnictwa Operon.
Drugi argument odnosi się do testowego charakteru przedsięwzięcia. Instynktownie budzi się w nas sprzeciw: takie małe dzieciaki, a już zmusza się je do testu! Skandal! A tymczasem to przecież takie wygodne narzędzie… Kontrola poziomu nauczenia jest elementem, z którego nie możemy zrezygnować. Wiele się mówiło o nauczycielach nauczania wczesnoszkolnego, którzy dzielili przez zero… Żeby poprawić sytuację, konieczne jest najpierw przeprowadzanie diagnozy, inaczej będziemy działać po omacku. Sprawdzenie poziomu wiedzy uczniów w ogólnopolskim badaniu, to najpełniejsza diagnoza, która pozwala stwierdzić, które aspekty kształcenia warto wspomóc. I, co bardzo ważne, to nie jest to (na ogół) pierwszy kontakt naszego dziecka z testem. Co roku tysiące dzieciaków biorą udział w konkursach o testowym charakterze. Wystarczy wspomnieć o Alfiku czy o Kangurze. Te dobrze znane konkursy też mają kształt testu, a przecież nie zarzucamy im usypiania dziecięcej kreatywności.
W formie testów wiedzę matematyczną sprawdza się też oczywiście na kolejnych poziomach edukacji. Piątoklasiści mogą, choć nie muszą, wziąć udział w badaniu przygotowywanym przez IBE, które ma na celu diagnozę kompetencji matematycznych. Obowiązujący do tego roku Sprawdzian Szóstoklasisty także weryfikował wiedzę i umiejętności uczniów w zakresie m.in. arytmetyki i geometrii. Na podstawie uzyskanych wyników uczniowie mogli starać się o przyjęcia do gimnazjum innego niż rejonowe. Jakim kluczem rekrutacji posługiwać się będą gimnazja w przyszłym roku? Tego jeszcze nie wiadomo.
Pierwszy naprawdę ważny matematyczny test to egzamin gimnazjalny. Choć nie można go nie zdać, to sukces podczas tego sprawdzianu może znacząco wpłynąć na kolejny etap kształcenia, bo każdy zdobyty bądź stracony punkt ma ogromne znaczenie w procesie rekrutacji do szkoły ponadgimnazjalnej.
No i oczywiście: obowiązkowa (od 2010 roku) matura z matematyki. Tu krytyka jest szczególnie znacząca z uwagi na fakt, że inaczej niż w przypadku poprzednio wymienionych testów, tego testu można nie zdać. Niestety problem ze zdaniem matematyki na maturze ma co czwarty maturzysta (niemal 25%). Co roku w maju słychać głosy nawołujące do zniesienia obowiązku zdawania matematyki na maturze. Teoretycznie argumentem jest obrona osób z dyskalkulią, którym stwierdzone zaburzenie nie przynosi żadnych ulg, inaczej niż w przypadku dyslektyków. Ale według różnych szacunków z dyskalkulią boryka się około 6% populacji… Spora różnica między tymi dwiema wartościami każe szukać innych przyczyn niskiej zdawalności niż owiana tajemnicą dyskalkulia. Obniżenie stopnia trudność zadań maturalnych też nie jest rozwiązaniem. W końcu egzamin dojrzałości ma weryfikować naszą wiedzę i umiejętności, a samo zdobycie świadectwa maturalnego powinno stanowić wyróżnienie.
Narzekamy na nasz system edukacji, chcemy lepszych wyników, a równocześnie żądamy łatwiejszych egzaminów. Trochę to absurdalne, tym bardziej, że z własnego doświadczenia wiemy, iż każda matura jest do zdania i granica 30% jest możliwa do przekroczenia. Nie osiągnie się tego bez koniecznego wysiłku, ale zastanówmy się: czy powinno być inaczej?