Przedszkolaki zapytane o to, z czym kojarzy im się „matematyka”, zawsze wymieniają podobne hasła: liczby, cyfry, dodawanie, odejmowanie i …. szkoła. Odczarowanie matematyki i wskazanie pozaszkolnych aktywności, które jej wymagają, często spotka się z niedowierzaniem. Jak to? Przeliczanie oszczędności zgromadzonych w śwince skarbonce to matematyka? Układanie domina to matematyka? Granie z kolegami w Superfarmera to matematyka?! Przecież matematyka to siedzenie w ławce nad kartką papieru z kolumną działań i wpisywanie cyferek w wykropkowane miejsca…
Według dzieci takie właśnie jest prawdziwe oblicze matematyki. Dlaczego? Przecież najmłodsi uczniowie poznają rzeczywistość i uczą się rozumieć przede wszystkim przez działanie. A jednak praktyka nie akceptuje liberalnych rozwiązań. Jak często zdarza się, że oceniamy umiejętności matematyczne dziecka przez pryzmat liczby stron bezbłędnie wypełnionych w zeszycie ćwiczeń? Jeżeli Jaś lub Małgosia wypełni 7 stron działań bez mrugnięcia okiem, uznajemy, że rozumie, umie i wszystko gra. A to przecież 7 stron dodawania i odejmowania jabłek, gruszek i biedronek w zakresie 10. Tomek wypełnia 2 strony i protestuje. Wolałby zagrać z bratem w nową grę planszową, ręka trochę go już boli od zapełniania rubryczek. Ale przecież zadanie domowe to zadanie domowe… Tomek wykonałby obliczenia bardzo sprawnie, ale to takie nudne: wpisywanie szóstek i siódemek po raz siedemnasty nie jest według niego szczególnie intrygującym doświadczeniem. Gra z bratem wymaga przecież zliczania oczek na trzech sześciennych kostkach i manipulacji liczbami w celu uzyskania najkorzystniejszego wyniku – to o wiele fajniejsze niż przelicznie narysowanych ptaków na narysowanej gałęzi.
To nie tak, że zeszyt ćwiczeń jest ucieleśnieniem wszelkiego zła. Nauka pisania cyfr jest tak samo istotnym aspektem procesu edukacji, jak chociażby nauka liczenia. Ponadto, powtarzalność pewnych czynności ma ogromne znaczenie. Przeprowadzenie podobnych obliczeń wiele razy to najlepszy sposób utrwalania i porządkowania wiedzy. Trzeba jednak mieć na uwadze różnorodne potrzeby dzieci i umieć zachować umiar. Jeśli Tomek nie dokończy obliczeń w zeszycie ćwiczeń, nauczyciel może uznać, że nie chciał tego zrobić, bo było to dla niego zbyt trudne. W najgorszym, ale całkiem możliwym scenariuszu, Tomek będzie musiał zamiast 7 wypełniać 8 albo 9 stron z obliczeniami – żeby się nauczył. Ale w ten sposób dobre intencje nauczyciela sprawią, że matematyka skojarzy się chłopcu z czymś absurdalnie nudnym i nieprzyjemnym.
A przecież nie musi tak być. Podstawowym zadaniem nauczyciela (matematyki i nie tylko) jest nauczenie dzieci myślenia. Matematyka to dostrzeganie zależności, wnioskowanie, argumentowanie, uzasadnianie i uogólnianie. Kolejne etapy edukacji w różnym stopniu akcentują znaczenie tych operacji, jednak to właśnie sprawność w ich przeprowadzaniu decyduje o sukcesach w szkole i poza nią. Dzieciom trzeba pozwolić działać. Wpisywanie cyferek w puste pola nie jest podstawowym działaniem, o jakie tutaj chodzi. Pograjmy z dziećmi w matematyczną grę, rozwiążmy łamigłówkę, zbudujmy wieżę. Pobawmy się przez kilka chwil matematyką, zanim poprosimy dzieci o utrwalenie zdobytej w ten sposób wiedzy i wypełnienie kart pracy. To zaprocentuje – gwarantujemy.